Chciałam was tylko poinformować, że jeszcze żyję i nareszcie udało mi się trochę popisać. Fakt, że są to zaledwie 3 kartki, ale po tak długiej przerwie w pisaniu jest to dla mnie mega osiągnięcie. Nie chcę wam jak na razie robić nadziei na nowy post, bo nie mam pojęcia co będzie dalej...
A tymczasem chciałabym zaprosić was na mojego nowego bloga z
recenzjami książek. Wiem, że u mnie mieliście już styczność z czymś
takim, ale zaczęłam coś całkowicie nowego co mam nadzieję bardziej
przypadnie wam do gustu ;)
INNA
piątek, 12 lutego 2016
środa, 18 marca 2015
Ważna informacja
Odwlekałam to jak najdłużej się da, ale wiem, że nie mogę dalej trzymać was w niepewności i złudnej nadziei.
Niestety jestem zmuszona zawiesić tego bloga. :(
Przez ostatnie 2 miesiące nie byłam w stanie napisać ani jednego zdania. Po prostu mam pustkę i koniec. Nigdy jeszcze nie spotkało mnie coś takiego. Nie wiem o co chodzi, bo piszę drugie opowiadanie i tam jest całkowicie odwrotnie. Nie nadążam pisać, bo zdania tak szybko tworzą się w mojej głowie...
Poza tym czas leci jak zwariowany, a w szkole zawalają nas coraz to większą ilością sprawdzianów. Niestety trochę olałam sobie matmę i jeśli teraz nie wezmę się w garść to nie będzie za ciekawie. ;/
Postaram się jak najszybciej naprawić sytuacje. Nie mam pojęcia kiedy tu wrócę. Może to będzie za dwa tygodnie, a może pół roku.
Przepraszam was z całego serca, bo wiem, że niektórzy czekali na kolejne rozdziały, ale jestem całkowicie bezsilna wobec tej sytuacji. Wiem, że okropnie was zawodzę i czuję się okropnie z tego powodu :(
Mam nadzieje, że mimo wszystko będziecie czekać.
Zapraszam na moje pozostałe dwa blogi:
Recenzje książek: recenzje-starlight.blogspot.com
II część opowiadania "Who Am I?": this-is-not-i.blogspot.com
Jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam :(
Niestety jestem zmuszona zawiesić tego bloga. :(
Przez ostatnie 2 miesiące nie byłam w stanie napisać ani jednego zdania. Po prostu mam pustkę i koniec. Nigdy jeszcze nie spotkało mnie coś takiego. Nie wiem o co chodzi, bo piszę drugie opowiadanie i tam jest całkowicie odwrotnie. Nie nadążam pisać, bo zdania tak szybko tworzą się w mojej głowie...
Poza tym czas leci jak zwariowany, a w szkole zawalają nas coraz to większą ilością sprawdzianów. Niestety trochę olałam sobie matmę i jeśli teraz nie wezmę się w garść to nie będzie za ciekawie. ;/
Postaram się jak najszybciej naprawić sytuacje. Nie mam pojęcia kiedy tu wrócę. Może to będzie za dwa tygodnie, a może pół roku.
Przepraszam was z całego serca, bo wiem, że niektórzy czekali na kolejne rozdziały, ale jestem całkowicie bezsilna wobec tej sytuacji. Wiem, że okropnie was zawodzę i czuję się okropnie z tego powodu :(
Mam nadzieje, że mimo wszystko będziecie czekać.
Zapraszam na moje pozostałe dwa blogi:
Recenzje książek: recenzje-starlight.blogspot.com
II część opowiadania "Who Am I?": this-is-not-i.blogspot.com
Jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam :(
czwartek, 5 lutego 2015
13 - Nadzieja
-Co ty tutaj robisz? – pytam
lekko drżącym głosem. Wiem, że według jego zapewnień nie powinnam się obawiać,
ale aż za bardzo ostatnio zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo się zmienił.
Wiem, że to nie ta osoba, którą znam od dziecka, ale chęć zaufania mu jest
nieznośna. Niemal bolesna. W moim głupim umyśle tli się nadzieja na to, że
jednak wszystko wróci do normy, choć wiem, że życie biegnie dalej i nie ma
szans na to, aby powrócić do przeszłości. Poza tym życia nie da się zaplanować.
Zawsze zdarzy się coś czego nie jesteś w stanie przewidzieć.
-Musiałem cię zobaczyć. – mówi
Sebastian nieznacznie przybliżając się do mnie.
Mocniej ściskam lampę.
-Przecież już się dzisiaj
widzieliśmy. – Mój głos jest ostry jak żyletka.
-Tak, wiem. Tylko, że wtedy
mieliśmy widownię.
-Myślę, że lepiej będzie jeśli po
prostu stąd wyjdziesz. Nie mamy o czym rozmawiać. – Wypowiedzenie tych słów
okazuje się być bardzo trudne. W półmroku, kiedy nie widzę jego tęczówek, a
głos jest taki sam – łagodny, niemal anielski wszystkie emocje i wspomnienia
wracają. – Jeśli jeszcze raz będziesz kręcił się wokół mojego domu to powiem o
tym komu trzeba i w końcu ktoś zrobi z tym porządek.
-Masz na myśli swojego kochasia,
który mieszka po drugiej stronie ulicy? Gorzej nie mogłaś wybrać. To podrywacz
i łamacz serc. Wierz mi nie chcesz się z nim zadawać.
-Jeśli chodzi o łamanie serc to z
tego co wiem to nie kto inny, a właśnie ty jesteś specjalistą w tej dziedzinie.
-Przecież doskonale wiesz
dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Nadia wszystko ci wytłumaczyła.
-Tak, ale to jej wersja wydarzeń.
-Gdybym tylko wiedział, że jesteś
taka jak my nigdy w życiu bym cię nie zostawił.
-Może wtedy tak, ale niestety
czasu nie da się cofnąć.
-Mimo wszystko nadzieja umiera
ostatnia. Mamy szansę to wszystko naprawić. – Nie potrafię nie parsknąć
śmiechem. Choć wiem, że kiedyś mu wybaczę, bo nadal mimo wszystko jest dla mnie
bardzo ważny, to myślę, że nie nastąpi to zbyt szybko. Bardzo trudno jest mi
spojrzeć w oczy Nadii, a co dopiero mówić o porozumieniu z NIM.
-Przepraszam, ale jesteś
śmieszny!
-Tak sądzisz? Ale ja myślę, że
nadal coś do mnie czujesz.
-Oczywiście, że tak. Nie
potrafiłabym od tak zapomnieć o wszystkim co dzieliło nas przez wiele lat.
-W takim razie dlaczego nie
chcesz zacząć od nowa?
-W moim życiu dzieje się
zdecydowanie za dużo, pieprzony egoisto. – ledwo powstrzymuje się od
wykrzyczenia mu tego w twarz. – Nie jestem tą samą Mayą, którą pamiętasz. Wtedy
byłam niczego nieświadomym człowiekiem, ale teraz kiedy to wszystko na mnie
spało sama nie jestem pewna kim tak naprawdę jestem. Myślisz, że mam jeszcze
siłę na to, aby myśleć o tym, że cię straciłam.
-Nie musisz bać się o to, że
jesteś kimś innym. Fakt, że twoje życie się zmieni nie oznacza, że ty będziesz
inna. – mówi niemal szeptem powolnym krokiem zbliżając się do mnie. Wszystko do
mnie wraca, a ciepło jego ciała sprawia, że czuję się jak w starym domu, gdzie
wszystko było o wiele łatwiejsze. Jego szorstkie i ciepłe dłonie powoli
odchylają po kolei każdy palec uwalniając w ten sposób lampę i odstawiając ją
na podłogę. –Zawsze będziesz sobą Mayu – To jak wymawia moje imię jest dla mnie
jak słodka ambrozja. – Ty nigdy się nie zmienisz. – Jego dłoń wędruje do mojego
policzka, a moje serce przyśpiesza. Czuję jak coś ściska mnie w gardle i mam
wrażenie, że za chwilę się rozpłaczę. Myślałam, że nigdy w życiu więcej go nie
zobaczę, a możliwość poczucia jego dotyku na swojej skórze przewyższa moje
najskrytsze marzenia. – Jesteś wyjątkowo i za to najbardziej cię kocham.
To co się teraz dzieje jest
nieodpowiednie.
Rok temu on był inny, a ja nie
wiedziałam kim tak naprawdę jestem, przez co nasze uczucie wydaje mi się być
fikcją. Mimo to nie potrafię go odepchnąć, a kiedy nasze usta w końcu się
spotykają mam wrażenie, że posiadam moc, która sprawiła, że jestem o rok
młodsza i wszystko jest takie jak dawniej, przede wszystkim łatwiejsze. Magia
nie istnieje. Ludzie nie zabijają swoich przyjaciół, a ja jestem
najszczęśliwszą osobą pod słońcem, ponieważ mogę go trzymać w swoich ramionach
i pod palcami czuć jego miękkie, blond włosy.
Dopiero po chwili nieznacznie
odsuwamy się od siebie. Nasze oddechy są przyśpieszone. Powoli unoszę powieki i
pierwsze co widzę to jego tęczówki, które mienią się dziwnym blaskiem. Choć ich
kolor jest inny niż ten, który tak dobrze znałam to mam wrażenie, że w tej
chwili mam przed sobą chłopaka, którego znam od dzieciństwa.
Zaraz, zaraz. Co ja zrobiłam!
Przecież tak naprawdę to nie jest
Sebastian. To, że wygląda niemal tak samo nie znaczy, że nadal jest sobą.
Pokochałam kogoś innego, a on niestety już nie istnieje. Uświadomiłam to sobie
zaraz po przyjeździe tutaj, a mimo to teraz straciłam kontrolę. Tak bardzo za
nim tęskniłam, że nie byłam w stanie dopuścić zdrowego rozsądku, który niemal
krzyczał, że nie powinnam go całować.
-Okropnie mi ciebie brakowało.
Myślałem, że oszaleje. Musiałem coś zrobić, abyśmy w końcu mogli być razem.
-O czym ty mówisz?
-Myślisz, że chciałem się do nich
dołączyć. Nigdy nie ciągnęło mnie do ciemnych spraw, ale kiedy zaproponowano mi
układ nie do odrzucenia musiałem z niego skorzystać.
-Boże. Co to znaczy? – pytam
przewidując najgorsze.
-Musiałem stać się jednym z nich,
aby w zamian dostać ciebie z powrotem. Zaczynałem się już denerwować kiedy nie
spełniali swojej części umowy. – Uśmiecha się. – A jednak jesteś. – Znów
nachyla się nade mną chcąc mnie pocałować. Odpycham go pośpiesznie widzą
zdziwienie i złość, która odrobinę mnie przeraża. Fakt, że od czasu do czasu
kłóciliśmy się. Nie ma na świecie idealnej pary, która nigdy nie podniosłaby na
siebie głosu, ale w tej chwili to co zobaczyłam w jego oczach było czymś innym.
Miałam wrażenie, że w każdej chwili były gotów użyć wobec mnie przemocy, albo
zmusić do czegoś czego bym nie chciała. Moje serce przyśpiesza, ale staram się
uspokoić. Nie mogę podjudzać jego złości.
-Czyli myślisz, że to, iż
przeprowadziliśmy się akurat tutaj nie jest przypadkiem? – pytam ostrożnie.
Widzę jak rysy jego twarzy odrobinę łagodnieją.
-Właśnie tak.
-Przecież musiałeś poświęcić tak
wiele. Rodziców, przyjaciół, Nadię. – mój głos przeradza się w szept i czuję
jak coś ściska mnie w gardle.
-Kochanie. Zrobiłbym wszystko po
to tylko, abyśmy mogli być razem. – Moje serce przyśpiesza, ale tym razem nie
boję się go. Moja reakcja jest wywołana jego wyznaniem. Wiedziałam, że nasza
rozłąka była powodem tego co zrobił, ale nie spodziewałam się, że tutaj
chodziło jedynie o mnie. Od zawsze wiedziałam, że jest w stanie poświęcić dla
mnie bardzo wiele, ale nie sądziłam, że nawet swoją duszę. – Nadal cię kocham.
Nic tego nie zmieni. – szepcze chłopak, a po moim policzku toczy się jedna
samotna łza wyznaczając błyszczący szlak. – Nie płacz skarbie. Wszystko się
ułoży. Już ja tego dopilnuje. – Całuje mnie delikatnie w policzek. Po czym
wychodzi.
Jeszcze przez parę minut stoję
nieruchomo i analizuję to co się stało. To było nieodpowiedzialne, a przede
wszystkim niebezpiecznie, ale dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że
odkąd zobaczyłam go pierwszy raz zapaliła się dla mnie lampka nadziei. Marzyłam
o tym, aby znów być tak blisko niego oraz usłyszeć o jego uczuciach względem
mnie, bo tak naprawdę nawet w chwili, kiedy dowiedziałam się o tym, że zabił
człowieka nie przestałam go kochać.
***
22.05 wt
Tej nocy nie zmrużyłam oka.
Zachowywałam się całkowicie odmiennie niż zwykle. Średnio co godzinę wybuchałam
szlochem, który z trudem tłumiłam poduszką. Ta noc była pełna wrażeń i
przemyśleń. Wracały wspomnienia i uczucia, które starałam się ukryć gdzieś w
najdalszych zakątkach mojego umysłu i chyba nawet na chwile udało mi się o
wszystkim zapomnieć. Byłam zajęta nowym otoczeniem i tym kim tak naprawdę
jestem, ale prędzej, czy później musiał nastąpić ten moment przebudzenia.
Dzień okazał się być jeszcze
gorszy. W żaden sposób nie mogłam ukryć cieni pod oczami, które wywołały liczne
pytania rodziców. W dodatku musiałam z całej siły zacisnąć ręce w pięści, aby
nie powiedzieć im całej prawdy. Nie tylko o moim nocnym gościu, ale również o
tym, że nie jestem człowiekiem. Fakt, że nie zawsze mówiłam im całą prawdę. Nie
mogłam przecież mówić im o tym, że co tydzień w weekend wychodzę ze znajomymi
na imprezy, które na pewno by im się nie spodobały, ale nigdy nie byłam
postawiona w takiej sytuacji jak ta.
W szkole udało mi się zdobyć na
smutny uśmiech skierowany do Aleca, który znów był oblegany przez grupkę
dziewczyn. Lekcje mijały mi o dziwo bardzo szybko, ale niestety nie było to
spowodowane tym, że słuchałam tego co przekazują nam nauczyciele. Wszystko było
spowite mgłą, a ja w klasie obecna byłam jedynie ciałem.
W czasie przerwy na lunch
zobaczyłam Nadie, która uśmiechnięta, żywo gestykulowała rozmawiając o czymś.
To co poczułam widząc ją całą i zdrową było nie do opisania. Okropnie bałam
się, że ją stracę. Nawet przez chwilę pomyślałam o tym jakby czuł się Josh
wiedząc o tym, że jej już nie ma.
Przestępując z nogi na nogę w
końcu opuściłam swoją kolejkę. Nie potrafiłam dłużej czekać. Podeszłam do ich
stolika co sprawiło, że większość z nich szeroko się do mnie uśmiechnęła. Nie
byli już dla mnie anonimowymi twarzami, które niemal zlewały się w całość.
-Wszystko w porządku? – odezwała
się w końcu blondynka.
-Cieszę się, że cię widzę. Bałam
się, że nie da się tego wszystkiego naprawić. Ja…ja…- mój głos zadrżał. –
Myślałam, że cię stracę. – Poczułam ścisk w gardle i wiedziałam, że już kolejny
raz tego dnia jestem bliska płaczu. Działo się za mną coś naprawdę złego.
Jeszcze chyba nigdy w życiu nie byłam tak niestabilna emocjonalnie.
Po chwili milczenia, w czasie,
którego mam już się odwrócić i tak po prostu wrócić na swoje miejsce.
Dziewczyna ponownie zabiera głos.
-Czekaj. – mówi, a ja mimowolnie
wykonuje jej polecenie i już po chwili znajduje się w jej ramionach. Naprawdę
ostatkiem sił powstrzymuję łzy i wtulam się w nią jeszcze mocniej. Mimo, że
wygląda doroślej nadal jest tą samą uczuciową osobą. Nawet pachnie w ten sam
słodki, ale nie mdlący sposób.
Kiedy otwieram powieki spotykam
smutne i zdziwione spojrzenie mojego brata. Na pewno będzie żądał wyjaśnień, a
ja nie wiem co miałabym mu powiedzieć.
Ostatni raz uśmiecham się do
blondynki i ociągając się idę do stolika przygotowana na trudną rozmowę.
Siadam na swoim miejscu, a Josh o
dziwo od razu nie zaczyna ciągnąć mnie za język. Lekko marszcząc brwi wpatruje
się we mnie intensywnie. Dopiero teraz zauważam, że jego policzki są o wiele
bardziej wklęsłe niż wcześniej. Zaczynają męczyć mnie ogromne wyrzuty sumienia.
Byłam tak zajęta swoimi problemami, że nie zauważyłam, że coś go dręczy. Jestem
okropną siostrą.
-Co to miało znaczyć? – pyta, a
napięcie w jego głosie jest niemal namacalne.
-Po prostu… Ja… - Nie wiem co
powiedzieć. Gdybym wiedziała, że sprawy nabiorą takiego obrotu przygotowałabym
się do tej rozmowy wcześniej. Choć bardzo bym chciała to nie mogę mu powiedzieć
prawdy. Tym bardziej w szkolnej stołówce, w której każdy może nas usłyszeć.
-Powiedz po prostu prawdę, a nie
te wymówki, które serwujesz mi i rodzicom już od dłuższego czasu. – mówi ostro.
– Odkąd tu przyjechaliśmy zmieniłaś się. Jesteś bardziej skryta, a przecież
wcześniej wszystko sobie mówiliśmy, teraz niemal ze sobą nie rozmawiamy.
Dlaczego tak jest? Mayu? Czy to ich wina? – Kiwa w stronę stolika, przy którym
siedzi Nadia.
-Nie. – szepczę. – Bardzo wiele
się teraz dzieje. Wiem, że między nami trochę się posuło, ale pamiętaj, że
nadal cię kocham.
-Mayu, wiem. Ale tak nie może
być. Musisz mi powiedzieć. Musimy rozmawiać. Nie chcę żeby było tak drętwo. -
Jego głos przeradza się prawie w jęk.
-Dobrze, ale nie tutaj.
Porozmawiamy w domu. – Jedyne co robi to kiwa potwierdzająco głową i skubie
rogala nie jedząc ani jednego okruszka.
***
-Josh. Wszystko w porządku? –
pytam wchodząc do jego pokoju, w którym oczywiście panuje chaos i nieporządek.
Chłopak leży zwinięty w kłębek na łóżku, a ja nie przypominam sobie, abym
kiedykolwiek widziała go w takim stanie. Nawet wtedy kiedy Nadia z Sebastianem
wyjechali utrzymywał pozory normalności.
-Nigdy nie będzie w porządku. –
szepcze.
Kładę się obok niego obejmując go
delikatnie.
-Mieliśmy porozmawiać pamiętasz?
– pytam. – Powiedz co cię gryzie.
-Nie. Ty pierwsza.
-OK. Nie ma sprawy. – Spinam się
cała. Boję się, czy kolejne kłamstwa, które mam zamiar mu zaserwować będą na
tyle wiarygodne, aby go uspokoić.
-Czy ty… - przerywa na chwilę
głęboko wdychając powietrze. – Czy ty znów się z NIĄ przyjaźnisz? – myślałam,
że po tak długim czasie będzie w stanie wymówić jej imię. Myliłam się.
-Nie wiem, czy można nazwać to
przyjaźnią. Powiedzmy, że to coś w rodzaju rozejmu. Nie unikam jej. Po prostu
staram się zapomnieć o tym co było wcześniej. Chcę zacząć od nowa.
-Też bym chciał, ale obawiam się,
że nie jestem w stanie zapomnieć. – wzdycha głęboko, a po chwili znów się
odzywa - Jak to się stało, że znów ze
sobą rozmawiacie? – Jego pytanie zaskakuje mnie na tyle, że przez chwilę nie
jestem w stanie nic powiedzieć.
-Yyyy… Tak po prostu. – Słysząc
te słowa gwałtownie obraca się w moją stronę.
-Coś się jej stało? Prawda? –
Posyła mi przeszywające spojrzenie, które sprawia, że mam ochotę powiedzieć mu
prawdę nie ważnie jak irracjonalnie by brzmiała.
-Widziałam jak niemal potrącił ją
samochód. To mogło się źle skończyć, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że mogła
umrzeć myśląc, że ją nienawidzę. – Wymyślam kłamstwo na doczekaniu.
-Na pewno nic jej się nie stało?
– pyta zszokowany i jestem pewna, że słysząc moje słowa jego serce na chwilę
stanęło.
-Wszystko jest OK. Przecież
widziałeś ją dzisiaj. Jest cała i zdrowa. – Kiwa potwierdzająco głową i powoli
wypuszcza powietrze. Widzę jak na chwilę przymyka powieki starając się
uspokoić. Daję mu chwile wytchnienia, po której ponownie się odzywam. – Teraz
twoja kolej. Widzę, że nic nie jesz, a to oznacza, że coś cię gnębi.
-Nadal ją kocham. – Jestem w
szoku, że bez żadnych problemów od razu mi odpowiada. – Gdyby byliśmy daleko to
było odrobinę łatwiejsze, choć momentami myśl, że ktoś robi jej krzywdę
sprawiała, że niemal wpadałem w obłęd. Ta niewiedza mnie dobijała, a teraz
kiedy widzę ją codziennie i muszę przechodzić obok niej jak koło nieznajomej to
jest jeszcze gorsze. Mam ochotę zabić każdego faceta, który z nią rozmawia,
albo znajduje się zbyt blisko.
-Musisz z nią porozmawiać. To
jedyne wyjście.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
Ona pewnie już kogoś ma.
-Uwierz mi, że się mylisz.
Przecież nie masz nic do stracenia. Możesz spróbować.
Podrywa się z miejsca, a jego
twarz momentalnie jakby nabiera koloru.
-Rzeczywiście masz rację. – mówi
entuzjastycznie. – Jesteś niesamowita. – Uśmiecha się do mnie delikatnie i
przytula. – Mam nadzieje, że znasz jej adres.
_________________________________
Znów tradycyjnie okropnie przepraszam, że tak dawno nic nie było. Nie będę ze szczegółami tłumaczyć się, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, bo pewnie was to nie interesuje, a poza tym to proste jak drut. Nie mam czasu.
Nie będę obiecać, że rozdziały będą pojawiały się częściej. Być może w ferie (dwa ostatnie tyg lutego) da się temu trochę zaradzić.
sobota, 10 stycznia 2015
12 - Mieszanka uczuć
-Lepiej otworzę. – mówi Alec po
chwili idealnej ciszy. – Wszystko w porządku? – pyta. Jestem w stanie jedynie
kiwnąć potwierdzająco głową. Powoli wypuszcza mnie ze swoich objęć. Potem
słyszę cichą i gorączkową rozmowę, ale nie mogę usłyszeć czego ona dotyczy.
Wpatruję się w Nadie, która leży
na kanapie ledwie oddychając, a przecież kiedy się tutaj zjawiliśmy była
jeszcze w stanie z nami rozmawiać. Nie mam pojęcia na czym polega czar, który
został na nią rzucony, ale sądząc po reakcji niebieskookiego i tego z jaką
prędkością „choroba” się rozwija wolę
nie myśleć co stałoby się, gdybyśmy nie urwali się ze szkoły i nie przyszli
prosto tutaj.
Choć okropnie boję się spotkania
z tymi ludźmi, to wiem, że tylko oni mogą uratować blondwłosą. Gdyby umarła z
mojego powodu nigdy w życiu bym sobie tego nie wybaczyła.
Po paru minutach głosy cichną. Są
zastąpione przez równe, nieśpieszne stukanie nóg o podłogę. Nie rozumiem ich
spokoju. Przecież Nadia właśnie umiera. Powinni od razu po przybyciu tutaj
pomóc jej. Staram się zepchnąć nieznośną myśl, która mówi, że ja jestem powodem
opóźniającej się akcji.
Pierwszą osobą jest szczupła,
blondwłosa kobieta o szmaragdowych oczach. Nawet na mnie nie spogląda. Idzie
prosto do Nadii. Widzę napięcie i zdenerwowanie na jej twarzy. Mam wrażenie, że
na co dzień jest niezwykle opanowana. Nadia musi być jej krewną. Jeśli tęczówki
oznaczają do jakiego rodu przynależysz to moje przypuszczenia mogą być
prawdziwe.
Następny jest mężczyzna. Jestem
pewna, że włada wodą, bo spojrzenie jego zimnych niebieskich tęczówek przeszywa
mnie na wskroś. Zaciskam szczękę starając się nie drgnąć. Spokojnie mógłby być
moim dziadkiem. Wygląda na około 60 lat. Na czubku jego głowy widnieją gęste,
siwe – niemal białe włosy. Jego broda jest tego samego koloru. Jego uwaga jest
skupiona na mnie jeszcze przez parę sekund, które dłużą mi się niemiłosiernie.
Potem idzie w ślady zielonookiej kobiety i w końcu zwraca uwagę na osobę, która
naprawdę tego potrzebuję.
Myślę już, że to wszyscy goście,
ale po chwili jednocześnie wchodzą trzy osoby. Dwie kobiety i jeden mężczyzna –
czy też chłopak. Jest nie wiele starszy ode mnie. Najbardziej interesuje mnie
staruszka podpierająca się na lasce. Tak samo jak bardzo ciekawski dziadek ma
białe włosy. Kiedy na mnie spogląda moje serce przyśpiesza. Jej oczy są
lustrzanym odbiciem moich… Jestem z nią spokrewniona. Albo mam omamy, albo
naprawdę kąciki jej ust nieznacznie uniosły się ku górze. Mrugam parę razy, ale
bez słowa przechodzą do czynów.
Wszyscy dotykają Nadii, zamykają
oczy i razem szepczą jakieś słowa, których nie mogę usłyszeć. Zapewne są
wypowiadane w obcym języku, bardzo możliwe, że nawet nie wiedziałam o jego
istnieniu.
Szybko zapominam o nasłuchiwaniu,
bo wraz z tym jak gorączkowo powtarzają te same słowa ja mam wrażenie, że
przenoszę się do innej krainy. Tego uczucia nie da się opisać i właśnie w tym
momencie wszelkie wątpliwości dotyczące istnienia magii ulatują. Przypominam
sobie fontannę nad jeziorem i kwitnący kwiat na imprezie. To mogły być
sztuczki, ale teraz kiedy na twarzy Nadii pojawiają się kolory nie mogę już
szukać wymówek. Dopiero teraz tak naprawdę uwierzyłam.
Spodziewałam się czegoś bardziej
sekularnego. Myślałam, że dziewczyna ocknie się, pełną piersią nabierając powietrza.
Staram się zdusić rozczarowanie, kiedy nic takiego się nie dzieje, a piątka
ludzi przestaje wypowiadać zaklęcie.
Fala oszołomienia uderza we mnie
z taką siłą, że mimo woli musze usiąść na pobliskim fotelu. Czuję się
przytłoczona przez rzeczywistość.
-Wszystko w porządku? – znów pyta
Alec. Przez cały czas stał obok mnie, a ja nawet przez chwilę nie zdawałam
sobie z tego sprawy.
-Tak. Po prostu musze trochę
odsapnąć. – mówię chowając twarz w dłoniach i oddychając głęboko.
-Jak masz na imię? – pyta poważnym
tonem zielonooka kobieta, która rzeczywiście po wszystkim, kiedy jest już
spokojna o życie Nadii jest niezwykle opanowana.
-Maya. – mówię lekko
zachrypniętym głosem.
W tym właśnie momencie dzieje się
coś czego najbardziej się obawiałam. Ich cała uwaga jest skupiona na mnie i
tylko na mnie. Ich spojrzenia są badawcze i przeszywające, tak jakby przez samo
patrzenie chcieli odnaleźć odpowiedzi na dręczące ich pytania. Nie potrafię
powstrzymać dreszczu przebiegającego po całym moim ciele. Nie mogę przestać
myśleć o tym, że nie są oni ludźmi, a przecież przez niemal całe swoje życie
byłam blisko z istotami takimi jak oni. Boże przecież prawdopodobnie jestem
jedną z nich!
-Dobrze, że trafiłaś akurat na
tak dobrych ludzi, którzy przyszli ci z pomocą. Inni mogliby zostawić cię na
pastwę losu. – mówi kobieta, której wcześniej się nie przyjrzałam. Ma szare
oczy i nie może mieć więcej niż trzydzieści lat. Mimo jej niezbyt
entuzjastycznych słów wygląda chyba najbardziej sympatycznie ze wszystkich.
-Jesteś pewna, że nie pamiętasz
żadnych szczegółów ze swojego wczesnego dzieciństwa? – pyta staruszka. Nie mogę
uwierzyć, że jej głos jest przepełniony takim wigorem.
-Zostałam adoptowana, kiedy
miałam zaledwie rok. Niemożliwe, abym cokolwiek pamiętała.
Mam wrażenie, że po twarzy
kobiety przebiega kłębek emocji, ale zaraz potem nie widzę już nic oprócz jej
tęczówek wlepionych we mnie. Zaczynam się bać o moje zdrowie psychiczne. Coraz
częściej przyłapuje się na tym, że widzę rzeczy, które prawdopodobnie nie
istnieją, a co jeśli ci wszyscy ludzie nie są prawdziwi i ta cała sytuacja to
tylko wymysł mojego umysłu. W końcu choroby psychiczne są na tyle okrutne, że
nie wie się o ich istnieniu.
-Nie powinniście jej tak męczyć.
To dla niej za dużo. – szepcze Alec.
-Nie jestem dzieckiem. – mówię
odrobinę za ostro. Zaczyna irytować mnie to, że chłopak jest nadopiekuńczy.
Fakt, że jestem w rozsypce, ale to nie powód do tego, aby obchodzić się ze mną
jak z jajem.
-Oooo ma dziewczyna charakterek.
– po raz pierwszy odzywa się najmłodszy chłopak. Jego szare, niemal srebrzyste
oczy wbijają się we mnie. Odwzajemniam spojrzenie marszcząc brwi.
Jestem pewna, że każdy z nich
spodziewał się spłoszonej dziewczynki i choć byłam jednym wielkim kłębkiem
nerwów nie mogłam dać tego po sobie znać.
-W takim razie co chcecie ze mną
zrobić? – pytam chcąc przerwać tą bolesną bezczynność.
-Ile
masz lat? – odzywa się brodaty mężczyzna.
-W
sierpniu skończę osiemnaście.
-Mamy
bardzo mało czasu. Jak najszybciej musimy zabrać cię na szkolenie. Sądząc po
tym, że przez tak wiele lat nie czułaś w sobie magii ktoś rzucił na ciebie
czar, ale on nie będzie trwał wiecznie. Po tak wielu latach nie korzystania z
magii, może się ona stać dla ciebie niebezpieczna. Musisz być przygotowana na
to, że przez pierwsze parę dni będziesz dysponowała takim zasobem energii jak
nikt inny, ale wszystko może przejść spokojnie. Musisz poznać naszą historie i
zwyczaje. Nie wiem czy damy radę przygotować cię w tak krótkim czasie. Inni
uczą się tego latami.
-Przecież
nie raz pojawiała się osoba, która nie wychowywała się tak jak reszta i
wszystko szło jak z płatka. – zabiera głos Alec.
-Tak,
ale zawsze zjawiali się u nas przynajmniej pół roku przed urodzinami. Mieliśmy
o wiele więcej czasu. Tutaj liczy się każdy dzień.
-Jestem
bardzo ciekawa jak to sobie wyobrażacie. Nie mogę tak po prostu zniknąć. Nie
jestem bez serca, ale nie mogę powiedzieć o tym moim rodzicom. Wolę nie
wplątywać ich w to…
-Możesz
im nie mówić o tym kim naprawdę jesteś, ale to wcale nie sprawi, że będą
bezpieczni. To, że tak długo jesteś pod ich opieką i nadal nie stało się nic
strasznego to istny cud. – przerywa mi mężczyzna z brodą. Dopiero po chwili
dochodzi do mnie sens jego słów. Coś ściska mnie w brzuchu i czuję jak krew
odpływa z mojej twarzy. Przez cały czas nieświadomie narażałam moją rodzinę na
niebezpieczeństwo.
-No
tak, ale nadal nie mamy konkretnego planu. – mówię lekko drżącym głosem.
-To
nawet lepiej, że nie chcę informować swoich opiekunów o tym. Czym mniej ludzi o
nas wie tym lepiej. – odzywa się bursztynooka kobieta, a jej dojrzały i
spokojny głos sprawia, że po moich plecach przebiegają ciarki.
-To moi
rodzice. Nie opiekunowie. – odzywam się odruchowo.
-Najwyraźniej
jesteś z nimi bardzo związana. – Spogląda na mnie, a ja mam wrażenie, że jej
wzrok przechodzi mnie na wskroś. Zaciskam szczęki, aby nie skulić się jak
potulny baranek i stchórzyć siedząc cicho.
-Myślę,
że nie ma w tym nic dziwnego. To jedyni mi bliscy ludzie i najlepsi rodzice
jakich mogłabym kiedykolwiek pragnąć.
-A ty
Melanie, znów wyskakujesz z tymi swoimi przestarzałymi zasadami. – odzywa się
najmłodszy z przybyłych, a ja jestem w szoku, że do kobiety, która mogłaby być
jego babcią zwraca się po imieniu.
-Nie
będę ukrywać, że nadal sądzę, iż mówienie ludziom o istnieniu magii jest dobrym
pomysłem. Jak na razie wynikało z tego więcej problemów niż dobrego.
-To
fakt, ale musisz przyznać, że mamy z tego również korzyści.
-Korzyści,
które tyczą się jedynie jednostek. Nasze społeczeństwo jako ogół nie czerpie z
tego niczego.
-Przepraszam,
że przerywam miłą pogawędkę, ale nadal tak naprawdę nie wiem co mam robić. –
Wiem, że odzywam się odrobinę za ostrym tonem, ale nie potrafię się powstrzymać.
Jestem okropnie zestresowana i rozbita. Od decyzji tych ludzi zależy moje
życie, oni tymczasem rozmawiają o swoich własnych przekonaniach, które jak na
razie mało mnie interesują.
-Reasumując.
Jeśli chcesz oświecić swoich rodziców możesz to zrobić, ale musimy o tym
wiedzieć. Wtedy sprawa byłaby łatwiejsza, ale jeśli wolisz inne rozwiązanie, to
pomożemy ci zatuszować wszystko tak, iż będą myśleli, że wybierasz się na obóz
naukowy, czy coś w tym stylu. Mamy swoich ludzi w szkole, dlatego z załatwieniem
spraw papierowych nie będzie problemu. – mówi najmłodszy z nich.
-Masz
dwa dni na załatwienie twoich spraw. Potem będziesz musiała przylecieć do Londynu.
Kiwam
potwierdzająco głową i mam nadzieje, że nie widać tego jak bardzo jestem
przerażona. Tak naprawdę poruszam się po omacku nie mając pojęcia na czym
stoję.
***
Całą
noc przekręcam się z boku na bok. Czuję niewyobrażalne zmęczenie i wiem, że
lekiem na to może być jedynie sen, ale nie jestem w stanie zmrużyć oka. Ilekroć
prawie zasypiam przed moimi oczami stają sceny z dzisiejszego dnia i narasta we
mnie strach przed nieznanym.
Po
wyjściu tajemniczych postaci, których imion nie poznałam do końca bezsilnie
opadłam na siedzenie fotela i skuliłam się starając opanować zawroty w głowie.
Tak wiele
pytań cisnęło mi się na język, ale nie miałam siły na to, aby dalej zmierzać
się z tą dziwną i „tylko” odrobinę pokręconą rzeczywistości.
Po
prostu podziękowałam Alecowi za to, że był przy mnie i wyszłam.
Od tego
czasu nie jestem sobą. Nie potrafię spojrzeć Joshowi w oczy, a rodziców omijam
szerokim łukiem, bo boję się, że widząc ich uśmiechy wybuchnę płaczem.
Ta
sytuacja jest dla mnie czymś nierealnym. Zawsze mówiłam swojej rodzinie o
wszystkim. Oczywiście pomijając pewne kwestie, które zachowywałam tylko dla
siebie. To co dzieje się teraz jest dla mnie czymś strasznym. Nieraz mam
wrażenie, że się duszę. Nie mogę złapać, powietrza i kiedy już mam wrażenie, że
to właśnie mój koniec wszystko przechodzi.
Bum,
bum, bum.
Wstrzymuje
oddech i momentalnie sztywnieje. Znów ktoś chodzi po dachu mojego domu.
Mam
ochotę krzyczeć, płakać i rzucać różnymi przedmiotami. Myślałam, że ten dzień
nie może stać się jeszcze gorszy. Tak bardzo się myliłam!
Nie
wiem co robić. Najchętniej zadzwoniłabym do Aleca, który to właśnie mi zalecał
w takiej sytuacji, ale zrobił dla mnie już tak wiele, a poza tym nie chcę
narażać go na niebezpieczeństwo. W końcu ostatnio tajemnicza osoba nie zrobiła
nikomu krzywdy.
-Ale zawsze może spróbować. – szepcze mój wewnętrzny głos.
Moje serce przyśpiesza, ale nadal
sztywno i nieruchomo leżę na łóżku. Kroki raz są lepiej słyszalne, a raz
gorzej. Nieraz intruz przystaje na tyle długo, iż mam wrażenie, że sobie
poszedł, ale zawsze po tym ponownie zaczyna swój marsz.
Mija parę godzin, a ja nadal
bezczynnie leżę nasłuchując. Staram się nie myśleć o tym, że jestem cholernym
tchórzem.
Coś miga w oknie, a ja ostatkiem
sił zduszam krzyk. Nie mogę ponownie obudzić rodziny. To może się dla nich źle
skończyć.
Księżyc doskonale oświetla
szczupłą i ciemna postać, która bez wątpienia jest mężczyzną. Stoi na parapecie
okna. To, że jeszcze nie spadła wskazuje na to, że nie jest człowiekiem. Moje
wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się kiedy okno odrobinę drgnęło, po
czym się otwarło. Wiem, że w takiej sytuacji powinnam leżeć spokojnie, zamknąć
oczy i za nic w świecie nie poznać po sobie, że wiem o obecności intruza.
Zamiast tego błyskawicznie podrywam się z łóżka i łapię tą samą lampę, którą
próbowałam obronić się ostatnio. Moje ręce drżą, a ja uświadamiam sobie, że
moje życie zależy od mężczyzny, który z gracją wskakuje do pokoju. Wiem, że w
starciu z nim nie mam żadnych szans.
-Nie zbliżaj się do mnie. –
szepczę mając nadzieje, że to wszystko odbędzie się na tyle cicho, że nie
obudzi nikogo z domowników. W innym przypadku dzisiejsza noc mogłaby nie
zakończyć się na jednej ofierze.
-Mayu, to ja. Nie musisz się bać.
– mówi łagodny i niski głos. Całkowite przeciwieństwo tego czego się wcześniej
spodziewałam. Moje serce przyśpiesza, ale tym razem z innego powodu.
____________________________
Hej!
Dziękuję za wszystkie bardzo, bardzo miłe komentarze. Tylko dzięki nim byłam w stanie napisać ten rozdział.
poniedziałek, 29 grudnia 2014
11- Strach i ból
Alexa widziałam zaledwie parę
razy w życiu. Był kuzynem Nadii i Sebastiana. Przyjechał do Bristolu na dwa
tygodnie wakacji. Był zabójczo przystojny. Nawet bardziej niż Sebastian.
Pamiętam jak dziś, że kiedy chodziliśmy ulicami miasta to nie było dziewczyny,
która nie patrzyłaby się na niego dłużej niż przystoi. Bardzo szybko zdobył
moją sympatię. Był jedną z tych osób, z którymi można porozmawiać o wszystkim.
Był zabawny i inteligentny.
Był. Był. Był.
-Nie. Przecież to jest niemożliwe!!!
To nie trzyma się kupy. Doskonale wiem w jakich byli stosunkach. Byli jak
bracia! Sebastian nie miał powodów, aby robić coś takiego. – Łapię się za
głowę. Mam wrażenie, że pulsowanie ustąpi miejsce eksplozji.
-Też nie mogę tego pojąć. Chyba
gorsze niż śmierć chłopaka jest to, że niemal doszło do wojny domowej.
-Co masz na myśli? – pytam
gwałtownie podnosząc głowę.
-Wśród naszej rasy pojawili się
ludzie, którzy stali po naszej stronie. Sądzili, że nie powinniśmy brać
odpowiedzialności za coś co zrobił jeden z członków naszej rodziny, ale
utworzył się drugi ruch, który miał co do nas podejrzenia dotyczące zdrady.
Niejedni przez cały czas patrzeli na nas podejrzliwie. Doszło nawet do tego, że
byliśmy obserwowani. To wszystko… - Przerywa na chwilę i bierze głęboki wdech.
– To wszystko było okrutne. Choć tęsknie za Sebastianem to jednocześnie cieszę
się, że w końcu nas zostawił. Konsekwencje tego co robi mogły mieć negatywny
wpływ na całe nasze społeczeństwo.
-Jak to możliwe, że przez jedną
osobę mogła wybuchnąć wojna?
-W naszym społeczeństwie nigdy
nic takiego nie miało miejsca. Zabijamy tylko wrogów, a w tamtym czasie Alex
dla Sebastiana nim nie był.
-Co się z nim stało?! Czuję się
jakbyśmy rozmawiały o całkowicie innej osobie! Obcej osobie! Przecież znałam go
tak długo. Prawie nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Jak mógł się zmienić tak
diametralnie?!
-Kiedy niektórzy przechodzą na
ich stronę stają się całkowicie inni. Tak jakby ktoś rzucił na nich czar, albo
zaprogramował ich tak, a nie inaczej.
Widzę, że jest bliska płaczu. W
moich oczach również pojawiają się łzy, dlatego podrywam się z miejsca.
-Myślę, że na dzisiaj wystarczy.
Będzie lepiej jeśli sobie już pójdę.
-Rozumiem. – Wstaje z miejsca i
podąża za mną. – Cieszę się, że tutaj przyszłaś. Zawsze marzyłam o tym, że
rozmawiam z tobą kompletnie szczerze na przykład o magii. Nie myślałam, że to
kiedykolwiek będzie możliwe, a ty będziesz jedną z nas.
-To wszystko jest tak strasznie
popaprane. – stwierdzam wzdychając.
-Mnie to mówisz? – Na jej twarzy
pojawia się cień uśmiechu. Robi krok w moją stronę, ale po chwili się
zatrzymuje. Wiem doskonale, że chce mnie objąć i choć ja przez chwilę myślę, że
to doby moment na to, aby wszystko wróciło do normy to po prostu uśmiecham się
do niej i wychodzę.
Kiedy wiem, że znajduję się poza
zasięgiem jej wzroku nie jestem w stanie dłużej zatrzymywać łez. Pozwalam, aby
jedna za drugą utworzyła wilgotny ślad na moich policzkach. Wiem, że tylko w
taki sposób mogę dać upust moim emocją nie robiąc nikomu przy okazji krzywdy.
***
Kiedy gwałtownie wciągając
powietrze otwieram oczy w moim pokoju panuje półmrok. Jedynym źródłem światła
jest Księżyc.
Przez chwilę skupiam się na
miarowym oddychaniu i uspokojeniu mojego galopującego serca.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Jedne co pamiętam to, to, że po powrocie od Nadii zjadłam kolację razem z
rodziną, nie czując smaku ani jednej potrawy. Moje ciało funkcjonowało, ale
umysł był całkowicie, gdzie indziej.
Gdyby nie koszmar, w którym
słyszałam odgłosy stóp na dachu mojego domu pewnie udałoby mi się przespać całą
noc.
-To tylko koszmar. – szepczę do
siebie. – Nic takiego.
Bum, bum, bum.
Klap, klap, klap.
Podskakuję na miejscu zaciskając
pięści na poduszce.
To wcale nie był sen! Doskonale
słyszę każdy krok osoby, która znajduje się parę metrów nade mną. Z całej siły
zagryzam dolną wargę w efekcie czuję metaliczny smak krwi. Wiem, że nie mogę
krzyczeć. Być może to tylko jakaś zabłąkana osoba, która za chwilę sobie
pójdzie, albo włamywacz, który po zabraniu łupów nie zrobi nam krzywdy. Nie
mogę wybuchem paniki ryzykować życia mojej rodziny.
Leżę przez parę minut cały czas
nasłuchując. Tajemnicza osoba raz po raz zatrzymuje się, ale trwa to zaledwie
sekundę. Później znów zaczyna swoją wędrówkę, a z każdym jej krokiem mam
wrażenie, że jestem na granicy szaleństwa.
Niemal zaczynam się modlić o to
abym tylko śniła, albo przynajmniej moja wyobraźnia płatałaby mi figle.
Staram sobie wmówić, że to
wszystko dzieje się tylko w mojej głowie, ale to jest tak realne, że nie
potrafię.
Biorę w dłoń jedną z moich
książek leżących na stoliku nocnym i powolnym krokiem podchodzę do okna. Mam
wrażenie, że moje serce za chwilę wyskoczy z piersi, a nogi ugną się
sprawiając, że nie będę w stanie dalej iść. Czuję jak moje dłonie drżą i pocą
się, w efekcie upuszczam książkę, która z cichym trzaskiem spada na podłogę.
Cała napinam się stając w
bezruchu, a kroki od razu cichną.
Kiedy mam wrażenie, że cisza
eksploduje, dźwięk pojawia się ponownie. Tyle tylko, że jest bardziej donośny i
szybszy.
Wiem, że powinnam wrócić do łóżka
i udawać, że nadal śpię, ale jestem na tyle sparaliżowana, że niemal osuwam się
na podłogę, a co dopiero mówić o przebiegnięciu tego kawałka.
Pozostaje mi tylko nasłuchiwać.
Jedno wielkie BUM! Chwila ciszy i
w następnym momencie widzę jakąś sylwetkę spadającą w dół. Nie schodzącą,
skradającą się. Spadającą.
Zanim zdążę się opanować z moich
ust wydobywa się krzyk, który zapewne słyszą wszyscy nasi sąsiedzi.
Krzyczę,
kiedy osuwam się na ziemię.
Krzyczę,
kiedy do pokoju wbiega moja rodzina.
Krzyczę,
kiedy mama tuli mnie do siebie i szepcze uspokajająco.
Krzyczę, kiedy tata pyta co się
stało.
Krzyczę, kiedy napotykam
spanikowane spojrzenie Josha.
Przestaję
dopiero wtedy kiedy jestem tak zachrypnięta, że krzyk zmienia się w żałosny
jęk. Wtedy zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem już sama. Mimo to moje serce
nadal chce wyskoczyć z piersi, a ręce drżą.
-Skarbie, już wszystko w
porządku. Jesteśmy przy tobie. To był tylko zły sen. – szepcze całując mnie w
głowę.
-To nie był sen. Obudziłam się,
bo słyszałam coś dziwnego. Tak jakby ktoś chodził po dachu. Wstałam z łóżka
żeby podejść do okna i upuściłam książkę. Ta osoba to usłyszał, a potem
widziałam jak spada na dół. – mówię drżącym głosem. - Boże on chodził po naszym
dachu. Być może chciał nas okraść, albo co gorsza zabić.
-Tam nikogo nie ma. – odzywa się
mój ojciec wyglądając za okno.
Rzeczywiście skoro powiedziałam,
że dosłownie leciał z dachu to logiczne jest to, że po tym ekscytującym
przeżyciu nie był w stanie już wstać, a jeśli udałoby mu się to, to poruszałby
się z prędkością żółwia i mój tata na pewno by go zauważył.
Byłam tak spanikowana, że nawet
przez chwilę nie pomyślałam, że powinien umrzeć.
Słysząc o ludziach z nadnaturalnymi
zdolnościami, widząc, że magia istnieje wcale nie jestem w szoku, kiedy
spoglądam w dół i jedyne co widzę to krótko przystrzyżoną trawę.
***
Skończyło się na tym, że leżę w
łóżku patrząc w sufit. Za oknem powoli przejaśnia się, a ja już od trzech
godzin nie śpię.
Rodzicie stwierdzili, że to tylko
koszmar, w czasie którego lunatykowałam. Mama uścisnęła mnie, a tata uśmiechnął
się uspokajającą, ale nawet to nie sprawiło, że po ich wyjściu z pokoju
przestałam się bać.
Wiedziałam co widziałam i z całą
pewnością nie była to moja wyobraźnia.
Spoglądam w kierunku Josha z
błagalnym spojrzeniem, którego już nie raz używałam kiedy śniły mi się
koszmary.
-OK. Zostanę. – mówi.
Po dosłownie paru minutach
zasypia, a ja podejrzliwie wpatruję się w okno. Mam wrażenie, że tajemnicza
osoba znów tutaj wróci. Przez całą noc modlę się o to, aby Słońce wreszcie
wstało. Nie wiem dlaczego, ale zawsze tak było, że wraz z tym jak robiło się
jasno wszelkie obawy odlatywały. Tak jakby życie wraz z nadejściem dnia było
łatwiejsze, choć chyba wszyscy wiedzą, że to bzdura.
***
-Chodź. - odzywam się do Aleca
łapiąc go za dłoń i odciągając od grona wielbicielek, które starają się za
wszelką cenę zwrócić na siebie jego uwagę. Nie mogę pojąć jak mogą być w niego
na tyle zapatrzone, że są w stanie znienawidzić każdą dziewczynę, na którą choćby
spojrzy. Teraz na celowniku znalazłam się ja.
-Oh! Myślałem,
że chcesz, aby nasz związek dostał odrobinę pikanterii przez nasze potajemne
schadzki, ale skoro zmieniłaś zdanie…
-Alec, proszę
nie zaczynaj.
-Czyli jednak
nie chcesz aby ktokolwiek o nas wiedział. Trudno mi cię rozgryźć kochanie.
-Alec…
-Uwielbiam to
w jaki sposób wypowiadasz moje imię. – mówi głębokim głosem, który zapewne ma
być seksowny i cóż muszę z przykrością przyznać, że jest niezwykle pociągający.
-Czy możesz
wreszcie przestać i posłuchać mnie uważnie. Zwróciłam się do ciebie, bo ci ufam
i miałam nadzieje, że mi pomożesz, ale nie, ty nadal musisz stroić sobie żarty.
– z trudem powstrzymuje się od krzyku. Widzę, że zarozumiały uśmiech znika z
jego twarzy, bo dopiero teraz zaczyna badawczo mi się przyglądać. Zauważa
poszarzałą cerę i cienie pod oczami, których w żaden sposób nie udało mi się
ukryć.
-Boże! Co się
stało?
-Możesz uznać
mnie za osobę chorą psychicznie, ale jestem w stu procentach pewna tego co
zobaczyłam.
-Powiedz
tylko, że nikt nie zrobił ci krzywdy. – Łapie mnie za dłoń i ściska ją mocno.
Teraz za pewna po szkole rozniosą się plotki dotyczące naszej dwójki, ale
szczerze powiedziawszy w tej chwili mam ważniejsze sprawy na głowie.
-Nie. Jestem
cała, ale odrobinę wystraszona. Wczoraj w nocy obudziły mnie dziwne odgłosy.
Okazało się, że ktoś chodzi po dachu mojego domu. Chciałam podejść do okna, ale
przy okazji upuściłam książkę i wtedy zobaczyłam człowieka lecącego w dół. –
Widzę jak z każdym moim słowem zmarszczą pomiędzy jego brwiami pogłębia się. -
Potem zaczęłam krzyczeć. Obudziłam moją rodzinę. Opowiedziałam im o wszystkim,
ale uznali, że lunatykowałam, bo na dole nie było nikogo. Z tego wnioskuje, że
to musi być ktoś z naszego świata. W innym przypadku nie mógłby wyjść z tego
cało. - Jeszcze mocniej ściska moją dłoń. Kiedy rozbrzmiewa dzwonek zwiastujący
rozpoczęcie lekcji żadne z nas nie rusza się z miejsca.
-To był
mężczyzna, czy kobieta? – pyta przez zaciśnięte zęby.
-Nie wiem.
Było ciemno, w dodatku wszystko działo się tak szybko. Alec? Wierzysz mi? –
pytam niepewnie.
-Oczywiście,
że ci wierzę. Cieszę się, że powiedziałaś mi o wszystkim. Możesz być w
niebezpieczeństwie. – Krzywi się przy ostatnich słowach.
-Jak to? –
pytam zszokowana.
-Nie mamy w
zwyczaju bez powodu kręcić się po dachu cudzego domu. Mam tylko nadzieje, że to
ktoś z naszego oddziału, bo w innym przypadku może nie być zbyt ciekawie.
Bardzo możliwe, że ktoś kto dał ci normalne życie próbuje się o ciebie
upomnieć.
-Co to znaczy?
-Jak na razie
tylko to, że urywamy się z lekcji. – Uśmiecha się do mnie szeroko. – Nie wiem
czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale właśnie powiedziałaś, że ta osoba była
kimś naszego pokroju. To znaczy, że zaakceptowałaś to kim jesteś. – Zanim zdążę
zaprotestować on już idzie w kierunku parkingu.
***
-Dlaczego akurat tutaj? – pytam
kiedy podjeżdżamy pod dom Nadii.
-Ona musi wiedzieć. Jeśli chodzi
o ciebie to tylko jej ufam w stu procentach.
-Czyli to coś poważnego? – pytam
ściśniętym głosem.
-Obawiam się, że tak, ale jak na
razie nie możemy popadać w paranoje i martwić się na zapas.
Bez pukania wchodzimy do środka,
a ja mam wrażenie, że moje serca za chwilę rozpadnie się na pół. Jeszcze
niedawno to ja w ten sposób zjawiałam się w jej pokoju. Byłyśmy niemal
nierozłączne. Wiedziałyśmy o sobie prawie wszystko, więc coś takiego było
zupełnie normalne. Teraz to Alec zajął moje miejsce. Gdyby nie to, że jeszcze
niedawno dziewczyna niemal wprost powiedziała, że kocha mojego brata, to
prawdopodobnie pomyślałabym, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń.
W środku panuje cisza jak makiem
zasiał.
-Może nikogo nie ma? – pytam.
-Nie. Jej rodzina zawsze zamyka
dom. Są bardzo ostrożni. Między innymi dzięki temu tak długo utrzymywali
bliskie kontakty z wami nie ściągając niebezpieczeństwa.
-Kto tam? – słyszę cichy głos,
niemal szept, który dochodzi z salonu.
Idziemy w tamtym kierunku.
-To tylko my. – mówi chłopak z
uśmiechem na twarzy, ale kiedy zauważa bladą, niemal popielatą cerę dziewczyny
i cienie pod oczami momentalnie poważnieje. – Co się stało? – pyta przerażony.
-To pewnie grypa. Nic wielkiego.
Wystarczy, że zbijemy gorączkę, a ona poleży parę dni.
-Nie. To niemożliwe.
-Każdemu się zdarza. – ciągnę
dalej. Coś niepokoi mnie w jego zachowaniu. Jest załamany i mam wrażenie, że
zbiera mu się na płacz.
-Nie prawda. Nas to nie dotyczy.
Zwykłe wirusy i bakterie nie są dla nas szkodliwe. My nie chorujemy. – Chłopaka
podchodzi do słabej dziewczyny i delikatnie kładzie rękę na jej czole. Staram
się sobie przypomnieć czy kiedykolwiek byłam chora i zdaje sobie sprawę z tego,
że gdyby wszyscy naokoło zmagali się z kaszlem i bólem gardła ja byłam zdrowa
jak ryba.
-Skoro nie chorujemy to co się z
nią dzieje? – pytam zaczynając rozumieć jego niepokój.
-Ktoś rzucił na nią czar. – Widzę
jak jej głowa bezwiednie opada na poduszkę. Nie ma nawet siły na to, aby
trzymać ją w powietrzu i patrzeć na nas. Coś ściska mnie w żołądku.
-Może mylili się. – stwierdza
chrapliwym i cichym głosem blondwłosa.
-Jaki czar? – pytam coraz
bardziej zaniepokojona stanem dziewczyny.
-Ona umiera. – Alec spogląda na
mnie, a ja mam wrażenie, że przede mną jest całkowicie inna osoba. W jego
oczach brak figlarnych ogników, a usta nie rozciągają się w zarozumiały
uśmiech. Widzę żal i strach wypisany na jego twarzy i to sprawia, że mam ochotę
krzyczeć, bo tylko to może potwierdzić, że z Nadią jest naprawdę źle. –
Dlaczego nie powiedziałaś rodzicom? – pyta przenosząc wzrok na blondynkę.
-Nie chciałam ich martwić.
Myślałam, że jestem tylko osłabiona. Kiedy wstałam czułam się o niebo lepiej,
ale kiedy zeszłam na dół coś zjeść od razu uleciała ze mnie energia. Alec, boję
się. – Każde słowo wypowiada z wielką trudnością, a ja mam wrażenie, że tym
razem moje serce zamienia się w pył. Nie widzieć jej rok to jedno, ale być
świadkiem tego, że umiera to drugie.
Czuję narastającą we mnie panikę.
Do moich oczu cisną się łzy, choć już dawno temu obiecałam sobie, że nie będę
płakać w obecności innych.
-Powiedzcie, że da się coś
zrobić. – mówię drżącym głosem.
-Tak. – odpowiada chłopak.
-Nie możemy tak ryzykować. Wtedy
dowiedzą się o Mayi. – szepcze blondynka.
-Co jest tak niebezpieczne, że
może powstrzymać nas od ratowania twojego życia! Do cholery jasnej, dlaczego
tak bardzo przejmujesz się mną! – wykrzykuję sfrustrowana. Skoro jest sposób na
jej uratowanie, to niby dlaczego nie mamy z niego skorzystać?
-Mimo wszystko i tak muszą się o
niej dowiedzieć. Jestem niemal pewien, że grozi jej niebezpieczeństwo i nie
możemy czekać na jej urodziny.
-Jakie niebezpieczeństwo? – pyta
poruszona.
-W nocy ktoś kręcił się koło jej
domu. Na pewno był to czarodziej.
-Czy możecie w końcu przestać
mówić szyframi! – wykrzykuje sfrustrowana. Nienawidzę kiedy ktoś ignoruje mnie
w takie sposób. – Kim są ci „oni”! Wytłumaczcie mi wszystko od początku, bo nie
mam takiego szczęścia, że wtajemniczono mnie w to wszystko!
Nawet nie wiem kiedy Alec pojawia
się obok mnie. Kładzie mi dłonie na ramionach i spogląda w moje oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Tylko
musisz się uspokoić. Lepiej usiądź. – Jego głos działa na mnie kojąco. Gdzieś w
podświadomości zaczynam zastanawiać się, czy to przypadkiem nie jest skutkiem
jakiegoś czaru. Posłusznie siadam na jednym z foteli. Biorę parę głębokich
wdechów i rzeczywiście odrobinę się uspokajam. Mimo to nadal nie potrafię
powstrzymać drżenia rąk. – Jak na razie wiedzą o tobie tylko ci czarodzieje,
którzy mieszkają w Kingsbridge. Teoretycznie powinniśmy zgłosić twoje
znalezienie od razu, ale nie wiedzieliśmy jak nasza społeczność może na ciebie zareagować.
Mogą pomyśleć, że jesteś szpiegiem…
-Nie jestem szpiegiem.
-Tak, ale oni o ty nie wiedzą.
Nie znają cię.
-Czyli mam rozumieć, że narażacie
się dla mojego dobra. – Unoszę brwi zaskoczona.
-W skrócie tak. – Kącik jego ust
odrobinę unosi się do góry. – Jeśli chcemy uratować Nadie musimy sprowadzić
najlepszych czarodziei. Jeśli przyjadą tutaj bez wątpienia wyczują twoją
energię.
-Zaraz, zaraz. Jak mogą wyczuć
moją energię? O ile wiem wy tego nie potraficie.
-To fakt, ale my nie jesteśmy
potężnymi czarodziejami.
-Ze względu na mnie wolisz
umrzeć, bo boisz się, że będę wytykana palcami? – zwracam się do blondynki. -
Dziewczyno, czy do końca oszalałaś! Alec radze ci czym prędzej wezwać pomoc, bo
jeśli nie to spróbuję sama ją sprowadzić, a to może potrwać o wiele dłużej niż
gdybyś ty to załatwił.
-To nie ma teraz znaczenia. Ze
względu na to, że ktoś się na ciebie czai musimy znieść czar blokady. Musisz
nauczyć się walczyć. – stwierdza, a mnie przechodzi ogromny dreszcz.
***
W domu Nadii spędzamy około
godziny, a ja nie potrafię trząść się ze strachu. Mam wrażenie, że dziewczyna z
każdą chwilą jest coraz słabsza. Obsesyjnie sprawdzam, czy jej gorączka nie
wzrasta. Poza tym okropnie boję się co dalej mnie czeka. Wstając rano z łóżka
nawet przez chwilę nie pomyślałabym, że to właśnie dziś nastąpi historyczna
chwila w moim życiu.
Od pół godziny siedzę cicho.
Pochłonięta własnymi myślami. Zastanawiam się, czy to wszystko co mówi Alec ma
w ogóle sens, a co jeśli tak naprawdę to jakaś wielka pomyłka i nie mam żadnych
mocy. W końcu jak na razie chodzę po omacku wierząc w każde ich słowo. Jedynymi
dowodami na istnienie magii są ich mini pokazy.
Boję się. Pierwszy raz boję się
nadmiernej uwagi ze strony innych. Wiem, że gdyby byli ludźmi moje obawy byłyby
inne, ale jeśli wierzyć wszystkim filmom o Harrym Poterze to ich moc może być
niewyobrażalna. Jeśli stwierdzą, że jestem intruzem, potencjalnym zagrożeniem,
nie wiadomo co mogą zrobić.
Po kolejnej pół godzinie
milczenia słyszę otwieranie się drzwi. Jestem pewna, że to rodzice dziewczyny,
dlatego kiedy w salonie widzę Sebastiana mam wrażenie, że zasnęłam, a to jakiś
koszmar. Chcę wrócić do mojego dawnego życia bez tego całego bałaganu.
Wpatruję się w niego zszokowana,
a on lustruje mnie swoimi nowymi tęczówkami tak bardzo dla mnie obcymi. Ubrany
jest w ciemne spodnie, biały t-shirt i ramoneskę. Mam wrażenie, że jego barki i
klatka piersiowa są bardziej wyrzeźbione. Bez wątpienia przez rok musiał
regularnie pojawiać się na siłowni.
Alec zauważa go z lekkim
opóźnieniem. Widzę jak wyraz jego twarzy staje się twardszy. Jestem pewna, że
niezbyt się lubią. Nawet nie wiem kiedy, a znajduje się zaraz przed nim.
-Czego chcesz? – jego głos jest
jak lód. Nic dziwnego, że przechodzi mnie dziwny dreszcz.
-Już nawet nie mogę odwiedzić
swojej siostry? – Kolejny dreszcz. Tak dawno nie słyszałam głosu Sebastiana, że
powoli zaczynałam zapominać tą wyjątkową barwę.
-Przestała nią być odkąd
stwierdziłeś, że tutaj cytuje „To całe współistnienie z ludźmi jest za nudne, a
ja potrzebujesz w życiu odrobiny rozrywki.”
-Czy to źle? – Unosi brew, a ja
zdaje sobie sprawę, że ta dwójka mimo tak odmiennego wyglądu jest do siebie
podobna.
-Oczywiście, że nie, ale obydwoje
doskonale wiemy, że tutaj nie chodzi o tak błahe rzeczy.
-Kim ty w ogóle jesteś, aby dawać
mi kazania. – Jego głos się zmienia, więc wiem, że nadchodzi najgorsze. Jestem
pewna, że dojdzie pomiędzy nimi do paru wymian zdań, a później przejdą do
rękoczynów. Nie mogę tak po prostu siedzieć i patrzeć na nich.
-Czy już do reszty oszaleliście?!
– Podnoszę się z miejsca idąc w ich kierunku. Od razu odwracają się w moją stronę.
– Nadia leży tutaj powoli umierając, a wy jak gdyby nigdy nic gawędzicie sobie!
-Wierz mi na gawędce na pewno się
nie skończy. – mruczy Sebastian starając się nie patrzeć na moją twarz.
-Też tak myślałam. – przerywam na
chwilę mierząc ich obydwóch złym spojrzeniem. Mam nadzieję, że to sprawi, iż
pomyślą parę razy zanim zaczną rzucać się sobie do gardeł. – Po co tutaj
przyszedłeś? – pytam blondyna.
-Powiedzmy, że wszedłem w
konflikt z jednym z mojej paczki i powiedział, że moja siostra na tym ucierpi.
Musiałem sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. – mówi spokojnie, a ja czuję
jak wzrasta we mnie frustracja.
-To twoja siostra do cholery
jasnej! Jak możesz być taki wyluzowany. – Rzucam się w jego kierunku popychając
na ścianę. – Po co tu w ogóle przyszedłeś? – Spoglądam prosto w jego oczy. –
Chciałeś tylko sprawdzić, czy koleżka cię zastraszał, czy też to był głupi żart
i tak po prostu odejść?! – Czuję pojawiające się w moich oczach łzy. – No
powiedz coś! Taki z ciebie ważniak, a boisz się odezwać. Powiedz na głos, że
masz wszystko w dupie, że nie jesteś tym samym chłopakiem co jeszcze rok temu!
-Uspokój się. – Choć jego oczy są
nadal ciemne jak węgiel to w jakiś dziwny sposób stały się odrobinę
łagodniejsze. Chce dotknąć mojego policzka, ale odpycham jego rękę.
-Nawet nie waż się mnie dotykać! No
dalej mów! – Łzy spływają po moich policzkach, a moje policzki zapewne są
zaczerwienione.
-Co mam powiedzieć Mayu? – Moje
imię brzmi w jego ustach dziwnie i obco. - Dojrzałem taka jest prawda.
-Dojrzałeś do czego?! Do tego aby
stać się potworem, który zabija swoich przyjaciół i ma gdzieś uczucia innych!
Mimo, że nie jesteś taki sam, to doskonale wiem, że tylko udajesz. Może i nie
obchodzą cię inni, ale z Nadia jest inaczej. – Odwraca wzrok i wiem, że trafiłam
w same sedno. – Gdyby w ogóle cię nie interesowała za nic w świecie byś się
tutaj nie pojawił.
-Do czego dążysz? – Nie jest już
tak spokojny jak wcześniej.
-Nie udawaj kogoś kim nie jesteś,
bo to nie prowadzi do niczego dobrego.
-Dobra dość tego. – Czuję na
swoich ramionach dłonie Aleca, który lekko odsuwa mnie od blondyna. – Jeśli nie
chcesz spotkać się z rodzicami lepiej stąd idź. – Rzuca w kierunku Sebastiana.
Choć tego nie widzę, to jestem
niemal w stu procentach pewna, że wybiega z domu. Odwracam się w kierunku
błękitnookiego i chcę zapaść się pod ziemie. Nie chcę aby widział mnie w takim
stanie. Kiedy jestem pewna, że za chwilę rzuci jakąś głupią uwagę co do mojego
wyglądu on po prostu przyciąga mnie do siebie i szczelnie zamyka w swoich
ramionach.
-Jestem z ciebie cholernie dumny.
Zanim zdążę się dokładnie
uspokoić słyszę pukanie do drzwi. To na pewno nie państwo Green, przecież nie
pukaliby do własnego domu.
Moje serce przyśpiesza.
_______________________________________
Hej kochani!
Mam nadzieje, że wasze święta były na prawdę piękne.
To ostatni rozdział jaki pojawia się w tym roku. Dlatego przy okazji życzę wam, aby nowy rok nie był gorszy od 2014 roku, aby był pełen radości i niezapomnianych chwil w gronie prawdziwych przyjaciół i ukochanej rodziny :*
Jeśli ktoś miałby ochotę trochę pogadać to zapraszam -----> http://gochat.in/JestemKlaudia12
Subskrybuj:
Posty (Atom)